Jan Gustaw Grycz urodził się w XIXw.
Po studiach na Politechnice w Zurychu jeszcze przed rozpoczęciem I
wojny światowej rozpoczął pracę jako konstruktor w firmie
Bobrowski i s-ka zajmującej się wykonywaniem robót
betonowych i żelazobetonowych. Po roku został przeniesiony do
Gieorgiewska na Kaukazie, by założyć i prowadzić oddział firmy,
gdzie m.in. kierował budową mostów linii Carycyńskiej i kolei
Władykaukazkiej. Tam też poznał swoją przyszłą żonę, Rosjankę
Darię Marczenko, z którą w 1921 roku powrócił do Polski, gdzie
wraz z bratem Jerzym założył firmę budowlaną. Był radnym,
biegłym i ławnikiem sądowym, po II wojnie światowej był
kierownikiem Wydziału Komunikacji w Pszczynie, kontynuował również
pracę jako budowlaniec m.in. przy zaporze i wodociągach w
Goczałkowicach.
Firma Gryczów w okresie międzywojennym była wykonawcą wielu dużych projektów, w tym mostu nad Sołą w Kobiernicach oraz mostu nad Pilicą w Białobrzegach, będącego ówcześnie najdłuższym mostem żelbetowym w Polsce. Jan Gustaw Grycz projektował również wynalazki, na które otrzymywał patenty. W latach 1927-28 przy obecnej ul. Jana Kilińskiego w Pszczynie wybudował wieżę wodną, która przez lata służyła utrzymywaniu stabilnego ciśnienia w miejskich wodociągach. Była tu także łaźnia, w której mieszkańcy zażywali kąpieli i relaksowali się podczas masażu. Po II wojnie w wieży mieściły się zakłady: fryzjerski i kosmetyczny, centrum językowe i rozgłośnia radiowa. Na początku XXI wieku niszczejący już budynek odkupił od miasta prywatny przedsiębiorca, który po czterech latach remontu otworzył pub i restaurację inspirowane fantastycznymi wizjami Herberta Georga Wellsa.
To właśnie przede wszystkim dla niezwykłego steampunkowego wystroju trzeba Wieżę Wodną w Pszczynie odwiedzić. Po wejściu nie widać jeszcze od razu wielu niezwykłości. Windą jedziemy na ostatnie, siódme piętro, do zlokalizowanej tam restauracji (na niższych poziomach jest pub, ale w tych godzinach, w których zajrzeliśmy do Wieży, był jeszcze nieczynny). Dopiero tu, po otwarciu drzwi futurystycznej windy, czujemy się jakbyśmy wsiedli w wehikuł czasu, który przeniósł nas do jakiegoś równoległego świata przyszłości z wizji dziewiętnastowiecznej fantastyki. Wszystko jest zaprojektowane i wykonana z dbałością o najmniejszych szczegół. Krzesła przypominają trochę fotele dentystyczne z XIX wieku, a pod szklanymi blatami stołów można dostrzec różne, złożone głównie z kół zębatych, mechanizmy. Gdyby było mało - mechanizmy co jakiś czas się uruchamiają i wykonują kilka nieoczekiwanych obrotów. Całości dopełnia rozciągający się na całą Pszczynę niesamowity widok. W końcu jesteśmy prawie 40 metrów nad ziemią.
O jedzeniu nie napiszę dużo, bo i niewiele zjedliśmy w Wieży. Zdecydowaliśmy się na kawę i deser. Fondant czekoladowy, puree z jabłka, lody waniliowe. Ciasto, zrobione z gorzkiej czekolady, po prostu rozpływało się w ustach. Nic dodać, nic ująć. Po prostu warto wrócić aby spróbować czegoś jeszcze, mimo że ceny do najniższych nie należą.
Firma Gryczów w okresie międzywojennym była wykonawcą wielu dużych projektów, w tym mostu nad Sołą w Kobiernicach oraz mostu nad Pilicą w Białobrzegach, będącego ówcześnie najdłuższym mostem żelbetowym w Polsce. Jan Gustaw Grycz projektował również wynalazki, na które otrzymywał patenty. W latach 1927-28 przy obecnej ul. Jana Kilińskiego w Pszczynie wybudował wieżę wodną, która przez lata służyła utrzymywaniu stabilnego ciśnienia w miejskich wodociągach. Była tu także łaźnia, w której mieszkańcy zażywali kąpieli i relaksowali się podczas masażu. Po II wojnie w wieży mieściły się zakłady: fryzjerski i kosmetyczny, centrum językowe i rozgłośnia radiowa. Na początku XXI wieku niszczejący już budynek odkupił od miasta prywatny przedsiębiorca, który po czterech latach remontu otworzył pub i restaurację inspirowane fantastycznymi wizjami Herberta Georga Wellsa.
To właśnie przede wszystkim dla niezwykłego steampunkowego wystroju trzeba Wieżę Wodną w Pszczynie odwiedzić. Po wejściu nie widać jeszcze od razu wielu niezwykłości. Windą jedziemy na ostatnie, siódme piętro, do zlokalizowanej tam restauracji (na niższych poziomach jest pub, ale w tych godzinach, w których zajrzeliśmy do Wieży, był jeszcze nieczynny). Dopiero tu, po otwarciu drzwi futurystycznej windy, czujemy się jakbyśmy wsiedli w wehikuł czasu, który przeniósł nas do jakiegoś równoległego świata przyszłości z wizji dziewiętnastowiecznej fantastyki. Wszystko jest zaprojektowane i wykonana z dbałością o najmniejszych szczegół. Krzesła przypominają trochę fotele dentystyczne z XIX wieku, a pod szklanymi blatami stołów można dostrzec różne, złożone głównie z kół zębatych, mechanizmy. Gdyby było mało - mechanizmy co jakiś czas się uruchamiają i wykonują kilka nieoczekiwanych obrotów. Całości dopełnia rozciągający się na całą Pszczynę niesamowity widok. W końcu jesteśmy prawie 40 metrów nad ziemią.
O jedzeniu nie napiszę dużo, bo i niewiele zjedliśmy w Wieży. Zdecydowaliśmy się na kawę i deser. Fondant czekoladowy, puree z jabłka, lody waniliowe. Ciasto, zrobione z gorzkiej czekolady, po prostu rozpływało się w ustach. Nic dodać, nic ująć. Po prostu warto wrócić aby spróbować czegoś jeszcze, mimo że ceny do najniższych nie należą.
Informacje praktyczne: Wieża Wodna znajduje się w Pszczynie przy ul. Jana Kilińskiego 2, można tu dojść z dworca kolejowego w 10 min. (przez ul. Tadeusza Kościuszki i ul. Wojciecha Kofantego) lub Rynku (przez ul. Bolesława Chrobrego i ul. Wojciecha Korfantego) lub w 20 min. z dworca autobusowego (przez ul. Męczynników Oświęcimskich, ul. Dworcową, ul. Mikołaja Kilińskiego). Otwarte codziennie od 12 do 23.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz