wtorek, 29 października 2013

Pasztecik w Szczecinie

W 1969 roku szczecińska spółdzielnia spożywców "Społem" otrzymała z demobilu radziecki  Automat do prigotowlenia pirożków. Takie trzy ważące prawie tonę maszyny służyły wcześniej stacjonującej w Szczecinie Armii Czerwonej. Każda była w stanie wykonać od 600 do 700 pierożków, przypominających trochę nasze krokiety, w ciągu godziny. Zadaniem maszyny było zapewnienie szybkiego posiłku dla całej dywizji lub niewielkiego miasteczka w przypadku jakiejś katastrofy.

Dla pierożka pracownicy szczecińskiego WSS "Społem" wymyślili nazwę pasztecika, zapewne ze względu na mięsny farsz, początkowo wołowy, a później także wieprzowy czy z mięsa mieszanego. W latach 80., gdy mięsa na rynku brakowało, pojawiły się wersje z pastą jajeczną, rybą i serem. Obecnie można spróbować pasztecików mięsnych, z pastą jajeczną, z parówką, serowym z pieczarkami i z kapustą z grzybami.

Pierwszy bar "Pasztecik" powstał przy al. Wojska Polskiego 11 na przeciw nieistniejącego już kina "Kosmos". W 1975 roku kolejny bar pasztecikowy powstał na przeciwko hotelu "Gryf" w al. Wojska Polskiego 46. Pod koniec lat 80. stał się filią pionierskiego "Pasztecika", a dziś jej jedynym dziedzicem tej tradycji gdyż pawilony po 11 zostały wyburzone na początku lat 90. XX wieku.

Bar prowadzi pani Bogumiła Polańska, która była pierwszą kierowniczką jeszcze pod starym adresem. To też dzięki niej pod koniec 2010 roku szczeciński pasztecik znalazł się na Liście Produktów Tradycyjnych Województwa Zachodniopomorskiego. Po wejściu wydaje się, że czas stanął w miejscu i nic się tutaj właściwie nie zmieniło od czasów PRL, nawet personel. Pani Krystyna Trojecka wydaje paszteciki od ponad 40 lat, zaś pani Krystyna Małolepsza od 20 lat obsługuje klientów przy kasie. Wystrój tworzą typowe dla barów mlecznych wysokie stoły i taborety. Na ścianach socrealistyczne kolorowe mozaiki, a w wazonach obowiązkowe, chociaż nie zawsze czerwone, goździki.

W środku wygląda jak w typowym barze mlecznym, jest czysto i schludnie. Przy wejściu jest kasa i od razu się zamawia. Potem z paragonem udajemy się do okienka, gdzie pani wydające drożdżowe przysmaki nabija skrupulatnie na szpikulec. Paszteciki są bardzo sycące, a 3 złote za sztukę zapewnia dobry obiad za niewielkie pieniądze Smak zależy głównie od nadzienia. Nam najbardziej smakowały mięsne (tradycyjne) i serowe z pieczarkami (chociaż niektórzy szczecinianie nie chwalą takiego odejścia od tradycji). Do pasztecików koniecznym dodatkiem jest ciepły barszczyk, który mimo że podawany w plastikowym kubeczku, na pewno z torebki nie jest.

W przyszłym roku szczecińskiemu pasztecikowi stuknie 45 lat i jak udało się podsłuchać, okazja ta bez hucznej fety się odbyć nie powinna.

Szczecin, wnętrze baru Pasztecik 13.09.2013
fot. Wojciech Głodek / CC-BY-NC-SA

Szczecin, bar Pasztecik 21.04.2011 fot. Mateusz War CC-BY-SA
fot. Mateusz War / CC-BY-SA

Informacje praktyczne: Bar Pasztecik znajduje się w Szczecinie przy al. Wojska Polskiego 46, można tu dojść z dworca kolejowego w 25 min. (przez ul. hetmana Stefana Czarnieckiego, ul. Potulicką i pl. Zwycięstwa) lub dworca autobusowego w 20 min (przez ul. księcia Świętopełka, ul. Dworcową, Al. Niepodległości, Bramę Portową i pl. Zwycięstwa). Bar "Pasztecik" jest otwarty od poniedziałku do piątku od 10 do 19, w soboty - od 10 do 16, w niedziele nieczynne.

wtorek, 22 października 2013

Gościniec u św. Jacka w Kamieniu Śląskim

Św. Jacek urodził się pod koniec XII stulecia w szlacheckim rodzie Odrowążów. Studiował teologię i prawo, otrzymał święcenia kapłańskie. Podczas podróży do Rzymu ze swoim krewnym Iwone, ówczesnym biskupem krakowskim i kanclerzem Leszka Białego, spotkał się z Dominikiem Guzmanem, późniejszym świętym i założycielem zakonu dominikanów. Właśnie z dominikanami związał swoją dalszą działalność. Zakładał kościoły i klasztory na Śląsku, Pomorzu Gdańskim i Rusi Kijowskiej. Według legendy podczas głodu po najazdach tatarskich karmił ubogich pierogami własnego wyrobu. Stąd, jak pisze ks. Antoni Talara, przylgnął do niego przydomek "św. Jacka z pierogami". Na obrazach przedstawia go się jednak jako dominikanina przechodzącego przez rzekę po rozłożonym płaszczu lub ratującego chłopca przed utonięciem, co wedle kolejnego podania zdarzyło się nad Wisłą pod Wyszogrodem. Obecnie jest głównym patronem archidiecezji katowickiej i opolskiej.

Linia Odrowążów w Kamieniu Śląskim wymarła pod koniec XVI wieku, a wybudowany przez nich zamek przechodził przechodził z rąk do rąk. Przez większość wieku XIX i do końca wojny zamek pozostawała w rękach rodu Strachwitzów. 22 stycznia 1945 roku do Gross Stein wkroczyły wojska radzieckie, na zamku urządzono szpital, a potem, po przejęciu przez władze polskie - dom dziecka. Po rozbudowaniu pobliskiego lotniska do zamku ponownie wprowadziło się wojsko. Był jeszcze wtedy prawdopodobnie kompletnie umeblowany. Dzieła zniszczenia dopełnił pożar w 1970. Po nieudanych próbach odbudowy w latach 80. XX wieku zamek na początku kolejnego dziesięciolecia przejęła diecezja opolska. Przystąpiono do odbudowy, która trwała niespełna cztery lata, dała jednak wspaniałe efekty. Niestety obiekt dostępny jest do zwiedzenia w bardzo małej części, ze względu na funkcjonujący w nim hotel i centrum konferencyjne. Przy restauracji pałacu remontu doczekały się też dawne budynki mieszkalne przeznaczone dla służby. W jednym z nich znalazł się Gościniec u św. Jacka, który wabi domowym jedzeniem i wypiekami.

Kuchnia jest typowo śląska. Można też zamówić pierogi, chociaż niekoniecznie wg przepisu św. Jacka. Ja nie mogłem sobie jednak odmówić typowo śląskiej kaszanki, zwanej tutaj krupniokiem. I się nie zawiodłem. Krupniok został podany ze świeżutkim pieczywem i przysmażoną cebulką. Był bardzo dobrze przyrządzony, nie wysuszony, przyprawiony pieprzem i majerankiem wprost rozlewał się na talerzu i w ustach. Na deser można było zamówić także domowe ciasto, jednak dla samego krupnioka warto Kamień Śląski odwiedzić.

Gościniec św. Jacka w Kamieniu Śląskim 13.07.2012

Pałac w Kamieniu Śląskim 13.07.2012

Informacje praktyczne: Gościniec św. Jacka znajduje się w Kamieniu Śląskim przy ul. Parkowej 1A, można tu dojść z przystanku PKS w 5 min. (przez ul. Parkową) lub dworca kolejowego w 50 min (stacja kolejowa Kamień Śląski leży około 2 km od centrum, idziemy drogą jezdną na południe do Kamienia Śląskiego, potem ul. Wapienną i ul. św. Jacka). Gościniec jest otwarty od poniedziałku do piątku od 12 do 17, w soboty - od 11 do 18, w niedziele - od 12 do 18; park przypałacowy od 8 do 20, a pałac można zwiedzać tylko w niedziele od 13 do 17 z przewodnikiem .

wtorek, 15 października 2013

Wurst Kiosk w Gdyni

Niemcy od zawsze kiełbasą stoją, produkuje się jej tam grubo ponad tysiąc gatunków. Każdy region ma swoją specjalność, w każdym można jednak dostać coś, co jest charakterystyczne dla kiełbasianych wyrobów tego kraju w ogóle - małe smażone kiełbaski. Smażona kiełbaska i kajzerka to prawdopodobnie jedna z najbardziej znanych niemieckich przekąsek. Jest ich ogromny wybór, od najpopularniejszych - bratwurst (grillowana) i bockwurst (z wody) - po różne modyfikacje, jak currywurst (posiekana na kawałki z mieszanką indyjskich przypraw i polana ketchupem) czy przyprawiona szczypiorkiem i natką pietruszki lub gorczycą i podawana razem domową kiszoną kapustą.

Po raz pierwszy spróbowałem jej w plażowej budce między Herringsdorf a Ahlbeck. Potem żałowałem już tylko, że po kolejną porcję trzeba zawsze udać się za naszą zachodnią granicę i wśród licznych polskich lokali fast-foodowych brakuje takiego, który podawałby ten specjał. Stąd bardzo ucieszyło mnie pojawienie się sieci Wurst Kiosk - na ten moment w Warszawie i Gdyni, w postaci zarówno stacjonarnej, jak i food-trucków. W Gdyni specjał znaleźć możemy na ulicy Świętojańskiej.

Ulica Świętojańska to jedna z głównych w Gdyni. Była pierwszą, poza tymi prowadzącymi bezpośrednio do morza i portu, która została wybrukowana i na której skoncentrowano nową zabudowę. Jej reprezentacyjność docenili także Niemcy, przemianowując ją po zajęciu Gdyni na Adolf Hitler Straße. Obecnie przy Świętojańskiej znajdują się liczne luksusowe butiki, banki i kancelarie prawnicze. To właśnie na podwórzu przycupniętej na rogu ulic Świętojańskiej i Józefa Wybickiego modernistycznej kamienicy pod adresem 41A znalazł się pierwszy w Gdyni Wurst Kiosk.

Kiosk jest niewielki i brak na razie przy nim jakiegoś ogródka. Jednak tuż za kamienicą, przy której go umieszczono, znajduje się park miejski z pomnikiem Harcerza, więc miejsce, aby usiąść i skonsumować podanego na papierowej tacce z nieodłącznymi belgijskimi frytkami "wursta", zawsze się znajdzie. Próbowaliśmy currywurst (wyrazista, w słodkawym sosie)i bockwurst (przyprawione solą, białym pieprzem i pietruszką). Obydwie przepyszne, tak jak grube frytki podane z ketchupem i sosem.

Do popicia wybraliśmy również kultowy niemiecki napój - Fritz-kolę (a właściwie Fritz-limo). Jest osiem odmian smakowych, od lemoniady po napoje kawowe z dużą zawartością kofeiny. Napój wymyśliła dwójka niemieckich studentów z Hamburga - Lorentz Hampl i Mirco Wiegert - którzy chcieli stworzyć odpowiednik coli. Po wymyślonej w 2002 Fritz-koli przyszedł czas na różne smaki owocowe pod nazwą Fritz-limo, sprzedawane do dzisiaj - ze względów ekologicznych - wyłącznie w szklanych butelkach i posiadające jako logo podobizny jej dwóch twórców.


Gdynia, Świętojańska 41A, Wurst Kiosk 21.07.13


Fritz-limo melonowe 21.07.13


Informacje praktyczne: Wurst Kiosk znajduje się w Gdyni przy ul. Świętojańskiej 41A, można tu dojść z dworca kolejowego w 12 min. (przez ul. 10 lutego) lub na nabrzeża i mariny (przez skwer Tadeusza Kościuszki) lub w 15 min. z dworca autobusowego (przez ul. Dworcową i ul. 10 lutego). Otwarte od poniedziałku do soboty od 12 do 19, w niedziele - od 13 do 19.

wtorek, 8 października 2013

Wieża Wodna w Pszczynie

Jan Gustaw Grycz urodził się w XIXw. Po studiach na Politechnice w Zurychu jeszcze przed rozpoczęciem I wojny światowej rozpoczął pracę jako konstruktor w firmie Bobrowski i s-ka zajmującej się wykonywaniem robót betonowych i żelazobetonowych. Po roku został przeniesiony do Gieorgiewska na Kaukazie, by założyć i prowadzić oddział firmy, gdzie m.in. kierował budową mostów linii Carycyńskiej i kolei Władykaukazkiej. Tam też poznał swoją przyszłą żonę, Rosjankę Darię Marczenko, z którą w 1921 roku powrócił do Polski, gdzie wraz z bratem Jerzym założył firmę budowlaną. Był radnym, biegłym i ławnikiem sądowym, po II wojnie światowej był kierownikiem Wydziału Komunikacji w Pszczynie, kontynuował również pracę jako budowlaniec m.in. przy zaporze i wodociągach w Goczałkowicach.

Firma Gryczów w okresie międzywojennym była wykonawcą wielu dużych projektów, w tym mostu nad Sołą w Kobiernicach oraz mostu nad Pilicą w Białobrzegach, będącego ówcześnie najdłuższym mostem żelbetowym w Polsce. Jan Gustaw Grycz projektował również wynalazki, na które otrzymywał patenty. W latach 1927-28 przy obecnej ul. Jana Kilińskiego w Pszczynie wybudował wieżę wodną, która przez lata służyła utrzymywaniu stabilnego ciśnienia w miejskich wodociągach. Była tu także łaźnia, w której mieszkańcy zażywali kąpieli i relaksowali się podczas masażu. Po II wojnie w wieży mieściły się zakłady: fryzjerski i kosmetyczny, centrum językowe i rozgłośnia radiowa. Na początku XXI wieku niszczejący już budynek odkupił od miasta prywatny przedsiębiorca, który po czterech latach remontu otworzył pub i restaurację inspirowane fantastycznymi wizjami Herberta Georga Wellsa.

To właśnie przede wszystkim dla niezwykłego steampunkowego wystroju trzeba Wieżę Wodną w Pszczynie odwiedzić. Po wejściu nie widać jeszcze od razu wielu niezwykłości. Windą jedziemy na ostatnie, siódme piętro, do zlokalizowanej tam restauracji (na niższych poziomach jest pub, ale w tych godzinach, w których zajrzeliśmy do Wieży, był jeszcze nieczynny). Dopiero tu, po otwarciu drzwi futurystycznej windy, czujemy się jakbyśmy wsiedli w wehikuł czasu, który przeniósł nas do jakiegoś równoległego świata przyszłości z wizji dziewiętnastowiecznej fantastyki. Wszystko jest zaprojektowane i wykonana z dbałością o najmniejszych szczegół. Krzesła przypominają trochę fotele dentystyczne z XIX wieku, a pod szklanymi blatami stołów można dostrzec różne, złożone głównie z kół zębatych, mechanizmy. Gdyby było mało - mechanizmy co jakiś czas się uruchamiają i wykonują kilka nieoczekiwanych obrotów. Całości dopełnia rozciągający się na całą Pszczynę niesamowity widok. W końcu jesteśmy prawie 40 metrów nad ziemią.

O jedzeniu nie napiszę dużo, bo i niewiele zjedliśmy w Wieży. Zdecydowaliśmy się na kawę i deser. Fondant czekoladowy, puree z jabłka, lody waniliowe. Ciasto, zrobione z gorzkiej czekolady, po prostu rozpływało się w ustach. Nic dodać, nic ująć. Po prostu warto wrócić aby spróbować czegoś jeszcze, mimo że ceny do najniższych nie należą.

Wieża Wodna w Pszczynie, fondant czekoladowy 25.11.2013


Wieża Wodna w Pszczynie 25.11.2013


Wieża Wodna w Pszczynie 25.11.2013


Wieża Wodna w Pszczynie 25.11.2013

Wieża Wodna w Pszczynie 25.11.2013

Wieża Wodna w Pszczynie 25.11.2013

Informacje praktyczne: Wieża Wodna znajduje się w Pszczynie przy ul. Jana Kilińskiego 2, można tu dojść z dworca kolejowego w 10 min. (przez ul. Tadeusza Kościuszki i ul. Wojciecha Kofantego) lub Rynku (przez ul. Bolesława Chrobrego i ul. Wojciecha Korfantego) lub w 20 min. z dworca autobusowego (przez ul. Męczynników Oświęcimskich, ul. Dworcową, ul. Mikołaja Kilińskiego). Otwarte codziennie od 12 do 23.

wtorek, 1 października 2013

Kukutu w Jeleniej Górze

Obecna ulica Nowowiejska w Jeleniej Górze biegnie w spokojnej okolicy, wśród cichych jednorodzinnych domków, przez co wydaje się nieco senna. Prowadzi od centrum do Wzgórza Zamkowego. Powstała w XIX wieku i wówczas prowadziła do wybudowanego w latach 1855-1860 na zboczu wzgórza pięknego parku z pawilonem widokowym na skałce, z grotami wśród innych skałek, gajami rododendronów i stawem. Właścicielem pałacyku zwanego Paulinum (od św. Pawła) był kupiec Richard Kramsta. Wtedy też ulica (1929) otrzymała nazwę Kramstaweg ("gościniec Kramstów"). W kolejnych latach, z uwagi na polityczne przemiany i zawirowania, folwark i zameczek przejęła NSDAP dla Hitlerjugend. Po wojnie obszar ten otrzymał nazwę Nowa Wieś i stąd też polska nazwa – ulica Nowowiejska.

Podczas spaceru tą niewielką uliczką w pewnym momencie dostrzegamy "przysiadłego" na budynku sympatycznego czarnego puszystego stworka, który zdaje się mówić A kuku! Tu jestem! Kuku! Tu Cafe! Kukutu Cafe ma niecałe dwa latka, jest więc stosunkowo nowym elementem w jeleniogórskim krajobrazie gastronomicznym, a jednak z pewnością wartym odwiedzenia.

Lokal zlokalizowano na parterze domu mieszkalnego z początku XX wieku w miejscu dawnego sklepu spożywczego. Poza podstawowym wachlarzem kaw i słodkich dodatków, są też sałatki. Gdy odwiedziliśmy Kukutu w jesienny poranek, do wyboru były cztery. Tylko cztery albo aż cztery! Sałatki są niezwykłe, przyrządzane ze świeżych i naturalnych składników, a ich rozmiar pozwala spokojnie zaspokoić poranny apetyt.

Pierwszą sałatkę, którą zamówiliśmy, tworzyły granaty ułożone na rukoli wymieszanej z żurawiną, wędzonym białym serem, pysznym sosem i małymi szklistymi czerwonymi jagodami, których nie udało mi się zidentyfikować. Drugą - kawałki grillowanego kurczaka ułożone na liściach sałaty rzymskiej i melona, posypane orzechami i płatkami migdałów. Obydwie - przepyszne. Nawet dla kogoś, kto za warzywami na co dzień za bardzo nie przepada.

Jak zapewnia właścicielka - w menu pojawiają się i inne smakołyki, ale widocznie nie o tak wcześniej porze w sobotę. Niemniej i dla samych sałatek warto tutaj przybyć

Jelenia Góra, ul. Nowowiejska w okolicy ul. Aleksandra Fredry, widok w stronę centrum 28.09.13

Jelenia Góra, Kukutu Cafe 28.09.13

Jelenia Góra, Kukutu Cafe 28.09.13


Informacje praktyczne: Kukutu Cafe znajduje się w Jeleniej Górze przy ul. Nowowiejskiej 27, można tu dojść w 15 minut z dworca kolejowego (ul. 1 Maja i Al. Wojska Polskiego) lub Rynku (ul. Marii Konopnickiej, ul. 1 Maja, ul. Sebastian Klonowica) lub 20 minut z dworca autobusowego (przez Rynek). Otwarte od poniedziałku do piątku od 10 do 19, w soboty od 11, w niedziele - nieczynne.